![]() |
Źródło |
Zwróciłam na nią uwagę przez rozgłośnię radiową,
mianowicie Radio ZET, która jest jej patronem medialnym i kiedy miałam wysiadać
z auta rozkazałam mamie, żeby zamilkła i słuchała ze mną opisu książki.
Zainteresowałam się magią i jak to bywa, bardzo się cieszyłam, że będę miała
książkę, którą czyta starsza młodzież! Ależ byłam szczęśliwa. Cóż, cztery lata
różnicy dla dwunastoletniej dziewczyny była ogromna… Coś jakby przepaść, która
dzieli dwie zupełnie różne kultury. Podniecenie, które mną zawładnęło, kiedy
otworzyłam książkę na prologu opuściła mnie bardzo szybko. Jednak po czterech
latach przerwy podeszłam jeszcze raz do wyzwania, jakie odcisnęło na mnie
piętno niezbyt ciekawej książki i znów otworzyłam na prologu, który zaciekawił
mnie bardziej, niż poprzednim razem.
Główną bohaterkę poznajemy już na samym początku. Auraya mieszka
w dużej wiosce Oraylin. Napadają na nią wojownicy, którzy odłożyli na bok, może
odrzucili to lepsze określenie honor i nie chcą dopuścić do porozumienia między
Dunwayem a Białymi. Przetrzymują mieszkańców wioski jako zakładników, a gdy
pojawiła się jedna z legendarnych Białych, przedstawicielka bogów na Ziemi,
Auraya dzięki swej wspaniałomyślności i odwadze ratuje mieszkańców wioski,
zwracając w ten sposób uwagę Mairae na siebie. Dzięki niej zostaje kapłanką, a
po kilku latach jedną z Białych, przez co jej życie będzie nie raz wisieć na
włosku, bo walki, które zbliżają się nieubłagalnie będą wymagały poświęceń i
śmierci.
Któż nie czytał „Kapłanki w bieli”? Myślę, że twórczość
Trudi Canavan jest już zaliczana do grona literatury klasycznej. Chyba każdy
wielki fan fantastyki zmierzył się z książkami tejże autorki i myślę, że nie
był niezadowolony. Ja przynajmniej byłam mile zaskoczona, jak niektóre wątki
zostały poprowadzone, także jestem uczulona strasznie na miłosne wątki, które
często wprowadzają autorzy. Najgorsze są tak zwane „od pierwszego wejrzenia”. Choć
(trochę schematycznie) pojawia się zakazana miłość, oczywiście bohaterowie
zrobią wszystko, by się nie wydała, to nie można na nią narzekać, ponieważ nie
jest ona przekoloryzowana i przelukrowana. Wątek miłosny troszkę ocieka
powielającym się pomysłem, jednak rozwija się zadziwiająco późno i również
dynamicznie, co odróżnia ją od innych, szczególnie jeśli główna bohaterka
poznaje drugą połówkę w… pierwszym rozdziale. Nie ma miłości bezpodstawnej.
Auraya uświadomiła sobie po wielu latach, że kocha pewnego mężczyznę, jednak
przez ten związek będą mieli wiele kłopotów, a także będą zmuszeni do
utrzymywania go w sekrecie. Poza tym kapłani nie utrzymują celibatu. Szok. Na
samą myśl, że osoba oddana bogom spędza noc z kochankiem trochę przeraża. I tu
niestety zazwyczaj myślimy bardzo płytko. Wszystko przez te stereotypy, które
są nam wpajane od najmniejszego.
Uwielbiam, gdy w książce są wymyślone postacie, dziwne,
niespotykane i „nowe”. Odświeża to książkę i dodaje jej niepowtarzalności, a
gdy pojawi się coś podobnego w innej od razu leci słowo „Zgapione!” i przez to
staje się mniej atrakcyjniejsza. Bardzo polubiłam rasę Siyee, człowieka małego,
lekkiego z membraną, która rozciągała się od czubków palców do tłowia, co tworzy w pewien sposób
skrzydła, dzięki czemu mogą wzbijać się w powietrze. Urzekły mnie spokojne i
bezkonfliktowe postacie, które dla mnie aż zasługują na miano „słodkie”, ale to
zapewne przez jednego z przedstawicieli gatunku, którego poznajemy. Młody
wynalazca, którego marzeniem jest ułatwić życie Siyee podczas polowań na
większą zwierzynę, możliwe, że nawet w obronie ziem, które zostają im zabierane
przez króla nie baczącego na nich, tylko na swoje zyski w królestwie. Podobnie
było z mieszkańcami morza, jednak oni nie przypadli mi do gustu, odniosłam
wrażenie, że już jest przesadzone. Ludzie morza i powietrza, za wiele na raz. W
każdym bądź razie poznając te wspaniałe stworzenia przypomnieli mi się Kruki
Prześmiewcy z „Domu Nocy” P.C.Cast + Kristin Cast. Oczywiście nie można ich
porównywać, bo Trudi Canavan o niebo lepiej przedstawiła nową rasę.
Historie z główną bohaterką są po części przeplatane z
dwoma innymi bohaterami. Tkacz snów, który był jej nauczycielem nim stąpiła do
szkoły Świątynnej ma problemy z własną osobowością. Kobieta, którą przezywają
Wiedźma jest poszukiwana we wszystkich sprzymierzonych krajach. Emerahl jest
bardzo barwną postacią, ciekawą i pełną niespodzianek w odróżnieniu od Aurayi. Posiada
mocny charakter, przez co „nie da sobie w kaszę
dmuchać” i próbuje żyć z dala od kapłanów, którzy tylko czekają na jej
śmierć. Jest jedną z Dzikich, nieśmiertelnych z wielką mocą, zdaniem Białych
niebezpiecznych. Dzięki swej przebiegłości zawsze potrafi umknąć kapłanom, czy
jednak zawsze będzie miała takie szczęście? Miejmy nadzieję, że nie, bo znów
zawieje schematycznością. Czego strasznie nie lubię, zresztą kto lubi? Teraz
jest już bardzo mało książek, które potrafią zaskoczyć. Jedna, jedyna trylogia
zakończyła się w taki sposób, że aż mnie w żołądku ściskało i na samą myśl o
zakończeniu nadal jelita buntują się przeciwko mnie. Mianowicie Brent Weeks z
swoją „Trylogią cienia” skradł moje serce wraz z głównym bohaterem i suką Vi,
którą aż kochałam i nie mogłam znieść, że nie jest z nią, tylko z przesłodzoną
i uwielbianą przez wszystkich Elene. Tak dawno czytałam tę trylogię, a nadal
pamiętam imiona, dziwne sytuacje, zwroty akcji, przede wszystkim Durzego
Blinta, starego nauczyciela, posiadacza niesamowitego miecza i pewnego sekretu…
Chociaż jestem po lekturze jego pierwszej części sagi „Powiernik Światła”. Drugi
tom czeka na mnie w księgarni, to (jakby to moja mama powiedziała) nie biegnę
po nią z rakietą w dupie. Czegoś mi zabrakło, ale cóż, nie o tych książkach
mówimy. W każdym bądź razie strasznie żałuję, że nie natrafiłam na książki tego
kalibru i że nie piszą już takich niesamowitych historii, które będą długo w
naszej pamięci. Twórczości Brenta Weeksa z Trudi Canavan niestety nie mogę
porównywać, bo było by to strasznym przewinieniem, to i tak myślę, że „Kapłanka
w bieli” zasługuje na uwagę. Chociaż żeby poznać Wiedźmę czy Tkacza snów, który
też jest niesamowitą postacią. Powściągliwy, strasznie inteligentny i szczery.
Cóż dodać?
Ludzie posiadają Dary od bogów, niektóre są silniejsze,
inne ledwo widoczne. Trzeba je szkolić, by wyrosnąć na wielkiego maga, choć mag
to za dużo powiedziane. Utożsamiamy taką osobę raczej z wielką mocą, która potrafi właściwie
wszystko. Od małego ziarnka, które po chwili jest ogromnym drzewem, przez
uzdrawianie i wymyślanie kolejnych zaklęć, kończąc na walkach obronnych bądź
atakujących. Wielka moc, którą nie jesteśmy w stanie pojąć i ogrom możliwości
nie jest tak dobrze wykorzystany w tej trylogii tak, jak być powinno. Parę zaklęć
obronnych, a to, że główna bohaterka potrafi latać to już jest szczyt. Poza tym
bogowie, którzy dali dary Auray ukazując się jej stwierdzili, że bardzo ich
zaskakuje swoją mocą. Przez coś takiego szlak mnie trafia i mam ochotę rzucić
książką. Jak bogowie mogli nie wiedzieć jaką moc posiada ich przedstawicielka
na Ziemi? To dla mnie niepojęte.
Nie jestem zadowolona ukazaniem władających czarami
Białych, jednak zwróciłam uwagę na Tkaczy snów, którzy są bardzo intrygujący, a
także trochę tajemniczy. Może nawet niebezpieczni. Posiadają wiedzę uzdrawiania
wykraczającą umiejętności wyszkolonych kapłanów ze Świątyni, co czyni ich
potężniejszymi, jednak nie są mile widziani, a raczej potępiani przez Białych
przez to, że nie czczą ich bogów. Zachowanie Białych i gardzenie nimi sprawia,
że świecki człowiek będzie zwracał się do nich z dystansem, możliwe że nawet
poczuje do nich lęk czy obawę.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym dodać do tej książki. Nie
wiem też, czy kupie kolejną część, może skuszę się na inne pozycje? Nie
pokochałam jej na tyle, by bez opamiętania szukać następnych tomów, jednak
jestem ciekawa jak potoczą się losy Wiedźmy. Tym bardziej, że następna część
została ochrzczona nazwą „Ostatnia z dzikich”, a jest to moja ulubiona postać z
całej trylogii, więc rozmyślę nad kupnem. Może nie teraz, bo oczywiście na
wrzesień (nie mogli wcześniej, kiedy jest czas na czytanie) jest przewidziane
wydanie wiele fajnych tytułów, zapewne ciekawszych od „Ery Pięciorga”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz