poniedziałek, 12 sierpnia 2013

„Krew tyrana” Fiona McIntosch


Źródło
Są książki, przez które ciężko przebrnąć do końca, czasem nawet po przeczytaniu pierwszego tomu nie sięgniemy po kontynuację. Niezadowolenie i niechęć przewyższa ciekawość i człowiek woli kupić i zadowolić się ciekawszą serią, nie oglądając się za siebie i nieprzeczytanymi kontynuacjami serii, którą najchętniej by sprzedał, odsprzedał, a w skrajnych przypadkach spalił. Niestety gdy postanowię, że zacznę jakąś serię, to muszę dotrwać do końca. Często z krwawiącym sercem sięgam po nową część. Tak samo było z „Trylogią Valisarów”, jednak zabrałam się za „Krew Tyrana” z postanowieniem, że trzeba wyrobić zdanie na temat tej trylogii po przeczytaniu wszystkich kontynuacji. Poza tym zanim zaczęłam czytać pierwszą część kupiłam drugą. To jest takie moje małe spaczenie, którego nie ujawniam rodzinie, bo i tak już z niechęcią patrzą na moje nowe książki. Babcia bardzo często je utożsamia z czarną magią, a gdy już widzi napis „assasyni” i tym podobne, to zawsze musi powiedzieć „Znowu o tych diabłach czytasz”. Od pewnego czasu już odpowiadam samym uśmiechem i chowam jak najszybciej nowy zakup. Ach, te babcie. Kochane, ale czasem nazbyt opiekuńcze.

Po niezbyt pochlebnych zdaniach na temat „Królewskiego wygnańca” (recenzje znajdziecie tutaj) trochę zaczęłam żałować, że zdecydowałam się na zakup „Krwi tyrana”. Z drugiej strony byłam ciekawa, jak potoczą się losy głównego bohatera, po części miałam nadzieję, że utrwali swoje uczucia do kobiety, bo w końcu już ma dwadzieścia dwa lata! Zdziwiło mnie, że jeszcze nie znalazł obiektu westchnień. Bardzo często autorzy chcą na siłę zrobić z nastolatków dorosłych ludzi, którzy będą ze sobą do końca życia. W życiu realnym nie zawsze się udaje i takie związki szybko przepadają. Poza tym wizja dekady, czyli dziesięciu lat po wydarzeniach z pierwszej części intrygowały i zachęcały do zapoznania się z kontynuacją. Nie spotkałam się często z tak dużym przeskokiem w czasie, zazwyczaj było to maksymalnie pięć lat. Na początku trochę dezorientuje nagła przepaść, która uformowała się przez nieopisanych dziesięć lat, jednak wszystko jest powoli wyjaśniane, praktycznie w pierwszym rozdziale, więc czytelnik może szybko zrozumieć nową grę, którą toczą bohaterzy.

„Krew tyrana” rozpoczyna się prologiem, który jest zaskakujący i bardzo interesujący. Mianowicie dowiadujemy się, gdzie ukrywa się księżniczka obdarzona Urokiem Valisarów. Miejsce ich pobytu zawrócił mi w głowie i jednocześnie zaczęłam się zastanawiać, czemu autorka nie rozmieściła fabuły w wielu równoległych światach, co byłoby bardziej intrygujące i ciekawsze. Pierwszy rozdział zaczyna się od rozmowy Loehtara z wiernym sługą rodziny Valisarów, który wprowadza nas do świata znanego już z pierwszej części i rozpoczyna przez to właściwą historię. Po dziesięciu latach spokojnego, lecz niebezpiecznego życia znów musi stąpać po cienkim lodzie, gdy dowiaduje się, że mężczyzna z grupy Kilta Farisa został ugodzony strzałą, a krew spróbował Obdarzony. Vulpan posiada umiejętność bardzo przydatną Tyranowi, mianowicie może rozpoznać ludzi, gdy spróbuje krwi. Freath proponuje nowemu królowi Penraven, by podniósł podatki na północy Imperium. Jego rozumowanie było proste. Twierdził, że ludzie będą wydawać swoich, gdy zabraknie pieniędzy na utrzymanie siebie, a co dopiero rodziny. Po zgodzie Tyrana udał się na północ wraz z Kirinem, jednak miał w tej podróży ukryty cel. Musiał porozmawiać z przywódcą buntowników, by ostrzec o niebezpiecznym Obdarowanym, a także by zajęli się rannym mężczyzną. Jak się później okaże nie będzie to takie proste.

W pierwszej części poznaliśmy bardzo dobrze wykreowanych bohaterów. Barwnych, także o odmiennych charakterach, co jest bardzo ciężko uzyskać, gdy przez książkę przewija się tyle nowych osobistości, czasem nawet epizodycznych. Szczególnie jeden z bohaterów przykuł moją uwagę, a także ku mojemu zdziwieniu zyskał moją sympatię. Nie jest nową postacią, jednak poznaje się go z kompletnie innej strony. Jest młody i podobnie jak niegdyś Leonel umysłowo przerasta swoich rówieśników, jednak pasuje do niego ta dorosłość w bardzo młodym ciele, a także nie przeszkadzają jego wywody, które pasują dla człowieka ze stażem na karku. Jestem nim zauroczona pomimo budzącej się w nim mrocznej mocy, która opanowuje jego dobry i życzliwy charakter. Jesteśmy świadkami jego przemiany na podłożu psychicznym, bardzo dobrze jest ukazanie owładnięcia mocy na myśli chłopca i jego poczynań. Przez co  mam wrażenie, że  przez to wydaje się, iż ma problemy psychiczne i w naszym świecie szybko znalazłby się pod obserwacją psychiatry. Jednak jest niesamowicie barwną postacią, moim zdaniem najlepiej wykreowaną i najciekawszą  w drugiej części serii. W „Królewskim wygnańcu” nie byłam zadowolona z zbyt wyszukanych słów księcia Leonela, następcy tronu i głównego bohatera. Po przeczytaniu drugiej części trylogii także nie jestem zwolenniczką jego zachowania. Teraz wydaje się zbyt niedojrzały do roli króla Penraven, a także popełnia pochopne decyzje i daje się ponieść emocjom. Przez to, że autorka zrobiła z niego dwunastoletniego mężczyznę i przez przeskok w czasie odnosi się wrażanie, że cofnął się umysłowo i zachowuje się zgodnie z wiekiem. Byłam pewna, że wykreuje odpowiedzialnego nowego króla. Stawiałam na to, że będzie bardziej wyniosły i władczy, jednak dostałam bardzo dziecinnego bohatera, którego przysięga, jaką złożył Gavrielovi była ważniejsza od życia człowieka, który go chronił, a nawet jestem zdolna użyć słowa; czcił.

Jestem niemiłosierną fanką kruków, więc gdy poznałam Ravena, inteligentnego kruka od razu stał się jedną z moich ulubionych postaci. Pomysł na stworzenie ptaka, który porozumiewa się myślami z tajemniczym mężczyzną, który nazywa się Sevriel przyciąga uwagę. Jest tyle ciekawych bohaterów, że mogłabym o nich pisać cały dzień. Na przykład kobieta, która uratowała życie Gavrielowi okazuje się być od niego rozsądniejsza, wyższa i nawet stwierdziłabym, że jest bardziej męska. Autorka spisała się naprawdę bardzo bobrze kreując postacie, choć parę poprawek bym wytknęła. Jednak co to za książka bez paru wad?

Fabuła jest równie ciekawa. Wciągająca, wartka i barwna historia sprawiła, że nie mogłam się oderwać od lektury, choć nie czytałam jej z wypiekami na twarzy i nie porzucałam wszystkich spraw na później. Występuje wiele bardzo ciekawych zwrotów akcji, a temat księżniczki Penraven, która pod opieką brata bliźniaka Gavriela spędziła swoje życie z dala od królestwa strasznie intryguje, a także nie występuje często przez co nie byłam znudzona jej występowaniem. A to jeszcze bardziej zachęcało mnie do czytania. Byłam ciekawa, jak potoczą się dalej wydarzenia, a także nie mogłam się doczekać, kiedy spotka się z bratem. Na to chyba będę jeszcze musiała długo poczekać.

„Druga księga zapierającej dech w piersiach opowieści o dziedzictwie, zemście i przeznaczeniu!”


Mogę tylko zapewnić, że aż tak bardzo pierwsze zdanie znajdujące się na tyle tomu nie jest przesadzone. Pomimo paru uwag, krytycznych zdań i niesmaku związanego z głównym bohaterem, to jestem zadowolona z lektury. Tym bardziej, że druga odsłona „Trylogii Valisarów” jest dużo ciekawsza! To się nieczęsto zdarza, a nawet stwierdziłabym, że bardzo mało jest serii, w których kolejna część jest lepsza od poprzedniej. Jak po przeczytaniu „Królewskiego wygnańca” wahałabym się sięgnąć po drugą część, tak teraz bez zbędnej zwłoki chwyciłabym ostatni tom. Teraz mogę śmiało polecić każdemu tą trylogię bez cienia wątpliwości i niepewności. Czasami warto dać szanse jakiejkolwiek serii, by móc poczuć zaskoczenie, jakie nosi ze sobą udany zakup i dużo lepiej napisana kontynuacja przygód bohaterów. 

---
 
Po dłuższej nieobecności w końcu wróciłam. Przepraszam za brak zainteresowania, a także nagłą nieobecność. Przez ostatnie dni nie miałam nawet chwili, by skorzystać z Internetu. Niby tyle czasu wolnego w wakacje, a jednak go czasami brakuje. Nie chcę nawet myśleć, jak będzie, gdy w końcu pójdę do szkoły ;). Nie będę obiecywać, że będę starać się pisać w miarę regularnie, bo to nie o to chodzi. Jednak mam nadzieję, że już nigdy nie będzie nagłej nieobecności i tylko trzymam kciuki, by prowadzić bloga jak najdłużej :).
 

2 komentarze:

  1. Moja Droga, bardzo ciekawe są Twoje recenzje, tak wciągające jak niektóre książki ;P Tak trzymaj !

    OdpowiedzUsuń