
Autorka znana jest przede wszystkim
z trylogii Wilki z Mercy Falls czy z serii Books of Faerie.
Parę razy sięgałam po jej książki w Empiku, jednak szybko je odkładałam.
Wszystko przez opisy, które moim zdaniem zalatują tandetą. Jednak przełamałam
się do kupna Króla Kruków. Zachęciła mnie do tego przede wszystkim prostota okładki.
Wielki kruk na białym tle, czego chcieć więcej? Poza tym nie miałam czasu na
szukanie ciekawszego tytułu. Tak naprawdę niewiele oczekiwałam od Króla Kruków. Gdy siedziałam w domu i
wzięłam ją w ręce, by przeczytać choć jeden rozdział, to przeklinałam się w
myślach, że nie wybrałam Grę o tron.
Wracając do książki. Wszyscy
posiadają tajemnice. Dosłownie. Więc na brak rozrywki narzekać nie można,
chociaż przez pierwsze sto stron nic się znaczącego nie dzieje. Jednak gdy
przetrwamy tę chwilową nudę, to później nie oderwiemy się od lektury. W
pierwszej części pojawia się wiele pytań, a odpowiedzi mało przez co pojawia
się zainteresowanie, a często także niedosyt. Poza tym jestem mile zaskoczona,
że autorka tak dużo wątków ogarnęła i złączyła w zgrabną, spójną fabułę.
Bohaterowie są bardzo kolorowi. Nie
wliczając fakt, że Gansey jest zbyt idealny. Bogaty, miły, uwodzicielski,
nieziemsko przystojny. Na zewnątrz luzacki, bezwzględny, w środku delikatny i
kochany. Misz masz, który dziewczyny kochają najbardziej. Wszyscy chłopcy mają
różne charaktery, zamiłowania i… zboczenia. Gansey obsesyjnie szuka Glendowera,
Adam ma hopla na punkcie szkoły, a Ronan… Ronan natomiast posiada zamiłowanie
do bójek. Natomiast jeśli chodzi o Blue, to nie denerwuje, posiada niezły
charakterek. Często walnie ciętą ripostą, sama szyje ubrania i dzierga na
drutach przez co wygląda oryginalnie.
Delikatny wątek miłosny nie syci.
Chce się więcej i więcej. Nie ma czegoś takiego jak miłość od pierwszego
wejrzenia. Uczucia w pierwszej części dopiero się kształtują i są
nietrwałe. Miejmy nadzieję, że taka sytuacja utrzyma się długo, bo będą jeszcze
(może pasuje bardziej; aż) trzy części, więc trzymajmy kciuki, by miłość nie
była na pierwszym planie ;).
- I kto tu jest terrorystą? –
odcięła się Blue. – Proponuję wam pomoc, a wy okazujecie się fiutami.
Muszę wspomnieć, że Maggie pisze
niesamowicie humorystycznie i młodzieżowo. Często przez wymianę zdań
bohaterów śmiałam się do książki. Później jeszcze długo uśmiech nie schodził mi
z twarzy. Zdania wypowiedziane przez nastolatków są strasznie prawdziwe. Nie
wiem, czy to dobrze ujęłam, ale chodzi mi o to, że czasami miałam wrażenie, iż
autorka cytuje moich kolegów. Albo tatę, który za bardzo przyswaja młodzieżowe
odzywki…
Co tu dużo mówić? Króla Kruków
czyta się strasznie lekko i przyjemnie. Nie wymaga nadmiernej pracy mózgu, jak
to w literaturze młodzieżowej zazwyczaj bywa. Myślałam, że znów będzie to
historia denna, powielająca i ciągnąca się. Jednak znalazłam w tej książce coś
dla siebie i czytałam ją z zapartym tchem chcąc się dowiedzieć, co było dalej.
Maggie dobrze wiedziała, jak zakończyć pierwszą część sagi. Ostatnie zdanie
(dosłownie) rodzi więcej pytań, niż się pojawiło w całej książce. Zamykając Króla
Kruków moje ciało krzyczało; Chcę więcej! WIĘCEJ!. Niestety nie
pozostaje nic innego, jak czekać na kolejną część z cierpliwością. Przez tą
książkę zastanawiam się nad kupnem innych serii autorki, wysysając przez to
moje kieszonkowe
Podsumowując, książkę warto
przeczytać. Najchętniej sięgnęłabym po nią jeszcze raz jednak posiadam zbyt
wiele tytułów nietkniętych. Przymknę oko na wielki problem Blue, bo autorka
nadrabia stylem pisania i humorem. Lekturę polecam wszystkim miłośnikom fantasy z domieszką romansu :).
Zdjęcie pochodzi z tej strony.
Zdjęcie pochodzi z tej strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz